piątek, 7 listopada 2014

Lewes Bonfire Celebration, czyli nie ma zabawy bez ognia

Lewes - niewielkie miasteczko w południowo-wschodniej części Anglii, liczące zaledwie ok. 16 000 mieszkańców. Raz w roku jego ulice zapełniają się światłem setek pochodni, dźwiękiem rozmaitych instrumentów, hukiem petard, dymem oraz dziesiątkami widzów zjeżdżających się z tej okazji z bliższej i dalszej okolicy.




Lewes Bonfire Night Celebration to impreza odbywająca się każdego 5 listopada od ponad 400 lat. Geneza święta związana jest ściśle z osobą Guy'a Fawkesa, uczestnika spisku, mającego na celu przywrócenie w Anglii katolicyzmu. Zamach ten udaremniono, Fawkesa pojmano, torturowano, a na końcu stracono. Od tego momentu stał się on bohaterem i męczennikiem, a Noc Ognisk nazywana jest także Nocą Guy'a Fawkesa.

Poniżej kukła przedstawiająca postać spiskowca, obowiązkowy element pochodu:


W paradzie bierze udział wiele stowarzyszeń, każde z nich posiada własne stroje. Wśród przebrań dostrzec można zarówno piratów, Azteków, kler, jak również królową Wiktorię.





"Oczom ich ukazał się las... krzyży"



Cały pochód wieńczy ogromne ognisku. Palona w nim jest kukła przedstawiająca postać, która swoimi działaniami w minionych miesiącach wybitnie zaszła za skórę wielu osobom. W tym roku gwiazdą wieczoru był Vladimir Putin, któremu dedykowano aż dwie kukły. Pierwsza z nich przedstawiała prezydenta Rosji siedzącego na czołgu w stroju Borata. Na drugiej natomiast pozuje na zestrzelonym samolocie malezyjskich linii lotniczych.




źródło zdjęć kukieł Putina: independent.co.uk  


Generalnie święto ognisk uważam za dosyć interesujące, tym bardziej, że udało mu się przetrwać wiele dziesiątek lat i wpisać na stałe do kalendarza Lewes. Sama impreza dobra, ale na jeden raz. Efekt wizualny dosyć ciekawy, ale za dużo w tym wszystkim było dymu, chaosu oraz przede wszystkim petard, w szczególności tych przypadkowych, rzucanych przez widzów. Jedna z nich wybucha mi niemal pod nogami. Dziękuję bardzo za takie wrażenia. 

Natomiast co do samego Lewes, to z całą pewnością tam powrócę, tyle że o innej porze - dnia i roku. 


Więcej zdjęć z parady: 





niedziela, 2 listopada 2014

Grobing w UK

Na Wyspach tradycja odwiedzania grobów najbliższych 1 listopada jako taka oczywiście nie istnieje. Wszystkich Świętych jest przez tutejszych zupełnie nieznanym zwyczajem, a groby zdają się być odwiedzane nader rzadko, o czym świadczyć może chociażby fakt, że część nagrobków jest w dosyć opłakanym stanie.



Cmentarz w Brighton podzielony jest na część nowszą i starszą. W tej drugiej znaleźć można groby nawet z początków XIX wieku.




Ciekawym pomysłem, z którym się dotychczas nie spotkałam, jest swego rodzaju cmentarny ogród, gdzie osobom, które odeszły przyporządkowane są konkretne kwiaty. Tym sposobem rodzina pielęgnuje pamięć zmarłego poprzez pielęgnację danej rośliny.



Dosyć osobliwym miejscem wydaje się być picnic garden, gdzie można rozłożyć się na kocyku z koszykiem pełnym łakoci, butelką wina i rozkoszować piękną pogodą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ów picnic garden znajduje się na cmentarzu.

Zwyczaj biesiadowania w miejscu pochówku bliskich jest dosyć popularny w Ameryce Łacińskiej. Wątpliwe jednak, by przyjął się kiedykolwiek w Polsce. A szkoda.





Więcej zdjęć z cmentarza:







wtorek, 28 października 2014

From Brighton with love

Dzisiaj mijają dokładnie 2 tygodnie, od kiedy postawiłam swoją stopę na ziemi brytyjskiej z postanowieniem uwicia tu sobie gniazdka na czas bliżej nieokreślony.

W ciągu ostatnich 14 dni:

-zgubiłam się w mieście kilkukrotnie i bardzo miło to wspominam;
-wbiłam sobie do głowy, by przechodząc przez ulicę, spoglądać najpierw w prawo;
-przywykłam do tego, że królowa spogląda na mnie z każdego nominału.

O moich przygodach i spostrzeżeniach rozpiszę się szerzej wkrótce.

Póki co wysyłam pocztówkę z ujęciem pewnego koła nad wodą.